Współuzależnienia rodziców (cz. 2)

Miłość wymagająca

Gdy przychodzi do mnie rodzina osób uzależnionych, to pierwszym pytaniem jest: Jak pomóc bliskiej osobie, żeby przestała pić alkohol/brać narkotyki? Oczywiście staram się odpowiedzieć, jednak na koniec zawsze zadaje pytanie, jak rodzina może pomóc sobie, aby nie uwikłać się w uzależnienie bliskiej osoby. Wówczas nie otrzymuje odpowiedzi, bo przecież najważniejsze jest, żeby przestał pić. To wtedy mówię brutalną prawdę, że jeśli rodzina nie będzie silna, to mała jest szansa, że przestanie pić/brać. Jeśli rodzina jest uwikłana współuzależnieniem, to ten bliski zawsze będzie miał komfort picia/brania i nie przestanie. Tylko wtedy, gdy poczuje konsekwencje swojego nadużywania, to jest szansa, że się zmieni. No właśnie, jak to zrobić, żeby się zmienił. Odpowiedź jest krótka, ale z pewnością nie łatwa: Najpierw pomóż sobie a może wtedy on się zmieni!

Choroba uzależnienia jest tak ciężką chorobą, że rodzina nie jest w stanie poradzić sobie z nią „domowymi sposobami”. Tutaj w zasadzie mógłbym skończyć stwierdzeniem, że nie tylko uzależniony, ale i rodzice potrzebują wsparcia terapeutycznego. Choć jest to oczywista prawda, to jednak spróbuję pokrótce napisać co rodzic powinien robić, aby nie popaść we współuzależnienie i przy okazji pomóc uzależnionemu dziecku. Wobec tego warto się zastosować do poniższych kroków:

Krok 1: Nie wmawiamy sobie, że nie ma problemu.

Przede wszystkim nie wmawiamy sobie, że nie ma problemu, albo że problem jest inny niż jest naprawdę. Często rodzice nie są w stanie zaakceptować uzależnienia dziecka. Trzeba pamiętać, że uzależnienie to choroba zaprzeczeń i polegania na sobie. Chory mówi: Sam dam radę albo nie potrzebuję pomocy. Wiodącym jest zaprzeczenie. Stosuje je sama osoba uzależniona, która robi wszystko, by nie dostrzec co się z nią dzieje, ale ma ona także dużą zdolność „zarażania” tym zaprzeczeniem swoich najbliższych, w szczególności rodziców. Dlatego ważne jest pamiętać, że uzależnienie to choroba i wymaga leczenia. To ma być stałym i niezmiennym komunikatem rodzica do uzależnionego dziecka.

Krok 2: To nie moja wina!

Głównym źródłem emocji jest silne poczucie winy wynikające z myślenia: Jakim jestem rodzicem, że tego nie zauważyłem, musiałem coś zrobić nie tak w wychowaniu swojego dziecka, że sięgnęło po narkotyki. Dodatkowo człowiek uzależniony ma tendencję do przerzucania winy na okoliczności zewnętrzne, na innych ludzi, a rodziców w szczególności. Oni z kolei mają tendencję, by tę odpowiedzialność w 120% przyjmować. Prawda jest taka, że dobre wychowanie nie gwarantuje, że dziecko się nie uzależni. Często jest tak, że syn/córka znalazł się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu, spróbował nieodpowiedniej substancji, po której poczuł się dobrze i miał ochotę brać dalej. Ty starałeś się być rodzicem najlepiej, jak potrafisz. Poza tym wytypowanie winowajcy w gruncie rzeczy nie ma żadnego sensu. To i tak już niczego nie zmieni, a trwanie w roli winowajcy nie pozwala rodzicowi pójść dalej.

Krok 3: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni.

Pierwszym krokiem z Dwunastu Kroków w trzeźwości Anonimowych Alkoholików jest: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować naszym życiem. Nad tym krokiem powinni również pracować bliscy osób uzależnionych, ucząc się na co mają wpływ a na co nie w chorobie bliskiej osoby. Jednak najgorsza i powtarzają to wszyscy rodzice uzależnionych dzieci, jest potworna bezradność. Możesz rozmawiać, możesz podejmować wysiłki, ale przychodzi moment, kiedy nie możesz zrobić już nic. Wtedy przychodzi czas, aby zrozumieć swoją bezsilność nie wobec własnego życia, ale wobec decyzji syna czy córki. Trzeba zacząć chronić swoje terytorium, bo tylko tu można coś zrobić. Co więc zrobić – odpuścić? Tutaj nadmienię kolejny przykład opowieści jednej z pacjentek: – On płacze! – Idź do niego. Dziecko nie może tak płakać – mówiła do mnie mama, kiedy po kilkudziesięciu nieudanych próbach uśpienia go oddaliłam się od łóżeczka, w którym już dawno powinien spać. – Nie może się uspokoić, nie widzisz tego? – krzyczała. – Mamo, skoro moja obecność nie pomaga, to może musi się zmęczyć, uspokoić i zasnąć – odpowiadałam wykończona. – Nie masz serca. Matka tak nie postępuje! – mówiła wzburzonym głosem. Matka tak nie postępuje, matka musi się poświęcić, matka jest dla dziecka … Do tej pory brzmią mi w głowie te słowa. Dziś mój dorosły syn też woła do mnie, wręcz żąda by zapewnić mu to, czego potrzebuje: pieniędzy na narkotyki, jedzenia, ubrania. Ten przykład dobitnie pokazuje jak stereotyp „Matki Polki” bywa niszczący dla nich samych. Tak, trzeba zrobić wszystko co możliwe dla swojego dziecka, ale kiedy czujemy już bezradność, to jest to czas, aby odpuścić – pozwolić dziecku „zmęczyć się, uspokoić i zasnąć”. O tym właśnie mówi kolejny krok.

Krok 4: Pozwoliliśmy dziecku ponieść konsekwencje.

Pomoc uzależnionemu człowiekowi polega na czymś innym niż pomoc w przypadku każdej innej choroby, kiedy ma się za zadanie stworzyć chorującej osobie jak największy komfort. Pomoc uzależnionemu, to znaczy stworzyć mu jak największy … dyskomfort picia/ćpania. Sprawić by dotykały go konsekwencje jego działania. W poczuciu wielu rodziców taka postawa stoi często w sprzeczności z miłością rodzicielską: Przecież jeśli kocham moje dziecko, powinienem je chronić. Handlowało narkotykami – wynajmiemy mu adwokata. Zadłużyło się – spłacimy jego długi. Okradł nas – nie będziemy donosić na własne dziecko. Niestety, jeśli dziecko jest uzależnione wszystkie te sytuacje świetnie wykorzysta na poczet dalszego zażywania, ciesząc się, że ma „czystą kartę”. Tym różni się od zdrowego, że nie wyciągnie wniosków i nie zmieni zachowania, jeśli nie doświadczy konsekwencji swoich zachowań. Jeszcze żaden z moich pacjentów nie przyszedł do poradni uzależnień ze względu na piękną ideę życia w abstynencji. Przyszedł, bo dostał w du… przez picie/ćpanie! Jeśli by tak nie było, to sam na pewno by nie przeszedł. Dlatego tak bardzo ważne jest, że jeśli rodzice chcą i mogą zrobić coś dla swojego uzależnionego dziecka, to zabrać mu komfort picia/brania. Niech odczuje na własnej skórze, że to mu się po prostu nie opłaca. Tu szczególnie chcę podkreślić, że jeśli dorosłe dziecko przez swoje nadużywanie staje się agresywne, to wówczas niech to będzie sygnałem dla rodziców, że takie dziecko trzeba usunąć z domu a może nawet z życia. Mam świadomość, że głowa mówi jedno a serce wyje i krzyczy: Przecież to moje ukochane dziecko! Niestety sam czasem słyszę na terapii jak rodzice są świadkami stopniowego umierania uzależnionego dziecka. Są tego świadkami, jeśli w sami wcześniej nie zejdą z tego świata w bólu i rozgoryczeniu. Wiem jedno, poświęcenie swojego życia uzależnionemu dorosłemu dziecku – choć brzmi to tragicznie – w większości przypadków nie przynosi efektu.

Krok 5: Uratowaliśmy siebie przed własnym dzieckiem.

Jak to ratować siebie przed własnym dzieckiem?! Brzmi koszmarnie. Ale niestety tak właśnie trzeba zrobić. Trzeba chronić siebie i ochronić swój dom, resztę rodziny. Taka jest brutalna prawda. Skoro moje dziecko niszczy siebie, to moim zadaniem jest nie pozwolić, by zniszczyło także mnie. Zaakceptować, że jedyne na co mam wpływ, to własne życie.

Rodzice, często po raz pierwszy, muszą skonfrontować się z myślą, że dziecko nie jest wszystkim, co mają w życiu. A to jest arcytrudne, szczególnie w sytuacji, kiedy to dziecko jest chore. Rodzic dziecka uzależnionego, podobnie jak ono samo, wymaga profesjonalnej pomocy. Musi nauczyć kochać się swoje dziecko na nowo, miłością wymagającą, wyznaczającą granicę i tych granic konsekwentnie pilnującą. Najpierw jednak musi uporządkować swoje emocje, które oscylują między miłością a nienawiścią, poczuciem winy a poczuciem krzywdy i ciągłym lękiem o życie dziecko.

Kończąc ten artykuł chciałbym zaapelować do wszystkich borykających się z uzależnieniem swoich dzieci rodziców: Rodzicu pamiętaj, jeśli chcesz osiągnąć swój cel musisz konsekwentnie stosować zasadę twardej miłości. Nie licz na natychmiastowy efekt. Dzisiejsza sytuacja w twoim domu jest wynikiem wydarzeń, które gromadziły się długo. Teraz również do uzyskania zmiany potrzebne będą miesiące, a może nawet lata. Tylko osoby cierpliwe i konsekwentne mają szansę na odzyskanie swojego dziecka – zdrowego dziecka.

Opracował

Dariusz Soborczyk – specjalista psychoterapii uzależnień

Skip to content